Kiedy zakładałam stronę internetową o blogowaniu wiedziałam tyle co nic. Obarczona ryzykiem totalnej kompromitacji (hehehe ;)), zanim ruszyłam online, sporo czytałam. Jason Hunt (kiedyś Kominek) ułatwił sprawę i wydał trzy lub dzisiaj nawet i cztery książki, które krok po kroku wprowadzają czytelnika w świat blogowania. Dla zainteresowanych, polecam. Są niezłym wprowadzeniem.
.
Czy czułam się dobrze przygotowana gdy zaczynałam?
.
Tak, raczej tak. Dzięki książkom miałam świadomość w jaki sposób zbudować stronę aby była czytelna. Jak zabrać się za prowadzenie facebook’a i ile postów tygodniowo tworzyć aby jak najszybciej zebrać wokół siebie grupę odbiorców. Czy wszystko poszło zgodnie z planem? Prawie nic. A czy zaspokoiłam „blogowaniem” swoje potrzeby? Zdecydowanie tak.
Pomysł na Mogę Więcej.
.
Zrodził się, kiedy (przymusowo!) przez cztery miesiące drugiej ciąży, leżałam brzuchem do góry. W przerwach między obserwowaniem jak babcie ogarniają roczne bliźniaki, a zjadaniem kolejnego posiłku, miałam czas na szalone pomysły. Wiedziałam, że „ukrytą” siłą nas kobiet, jest umiejętność robienia więcej, niż z początku nam się wydaje. Właśnie o tym chciałam pisać. O sile i możliwościach drzemiących w każdej kobiecie. Myślałam aby tematykę ująć nie tylko w kontekście kobiety jako mamy. Nacisk chciałam położyć na kobiecość. Przecież mamą na pełen etat jesteśmy przejściowo. Kobietą za to, przez całe życie. Czy mi się udało ocenicie we własnym zakresie. Jedno jest pewne, dużo się przez ostatni rok zmieniło. Dzieci podrosły, wyzwania macierzyństwa również. Czasem brakowało mi energii, a czasem nie wiedziałam jak się nazywam, tak byłam zmęczona. Zweryfikowało to moje podejście do życia, nauczyło nie oceniać innych. Uświadomiło, że są także i takie dni, kiedy NIE można więcej. Takie dni kiedy jedyne co można więcej to OD-PO-CZY-WAĆ.
.
Po porodzie.
.
Każdą z nas dotyka czasowe wstrzymanie aktywności zawodowej. W trakcie drugiej ciąży zaczęłam się obawiać konsekwencji bycia mamą na pełen etat.. Miałam świadomość, że po powrocie do pracy już nigdy nie będzie tak samo. Ograniczony czas, zmiana priorytetów, większe potrzeby finansowe. I zawsze już strach o to, co kochamy najbardziej, o nasze dziecko. Czułam tą zmianę. Co więcej, w brzuchu miałam kolejne dziecko i za nic nie wyobrażałam sobie aby powrót do „poważnej” pracy był w najbliższym czasie realny. A latka lecą…
.
.
Wiedziałam już wtedy, że…
.
Macierzyństwo to nie jest sielanka, ale w dużej mierze pot i łzy. Szwankowała też psychika. Od dwóch lat bez pracy zawodowej, czułam się niedoceniona. Z mózgu zaczynała się robić papka. Nikt, kto w dzisiejszych czasach, nie „przesiedział” sam na sam z dzieckiem chociażby dwóch miesięcy w domu, nie zrozumie co zaczyna się dziać z psychiką na macierzyńskim. Do tego pojawiał się strach o przyszłość. Byłam po trzydziestce z perspektywą kolejnych, minimum dwóch, lat z dzieciakami w domu. Miałam świadomość trudności, które pojawią się przy poszukiwaniu pracy. Wiedziałam, że chcę i muszę się rozwijać, mimo „siedzenia w domu”. Chciałam jednak połączyć przyjemne z pożytecznym i w jakimś stopniu móc pomagać innym. A do tego w sposób kontrolowany, z pozycji domu, „wykopać się” trochę z dziecięcych pieluch.
.
.
Z perspektywy czasu uważam, że blog dał mi jeszcze więcej niż oczekiwałam!
.
To była dobra decyzja. Mimo, że piszę nieregularnie, to i tak czuję satysfakcję. Czuję też Waszą obecność. Jestem spełniona kiedy wyobrażam sobie, że moje wypowiedzi i zdjecia mogą pomóc, rozbawić lub podnieść na duchu choćby jedną z Was.
.
Motywacja do tego tekstu jest podobna.
.
Jeżeli którakolwiek z Was ma pomysł na siebie, ale się boi, to i tak … mimo wszystko … warto. Warto działać… mimo strachu. Nawet jeżeli uważasz, że Twój pomysł jest szalony. Albo jeżeli obawiasz się, że ktoś Cię wyśmieje lub podważy Twoją kompetencję… Rozumiem Cię, bo ja także się bałam. Baaaa, nadal się boję. Podpowiem Ci jednak co pomaga mi w takich sytuacjach. Powtarzam sobie wtedy, że każdy ma prawo do własnej opinii. Oczywiście, że są tysiące ludzi lepszych, mądrzejszych, zdolniejszych ode mnie. Jasne. Ale co z tego. Są oni, jestem ja, jesteś Ty. Każdy z nas jest inny. Każdy z nas ma inną sylwetkę, inny mózg, inny gust. Tylko w Polsce są nas miliony. I w tych ogromnych ilościach osób, zazwyczaj są tacy, którzy nas szanują, kochają, wybierają na przyjaciół. Czasem są podobni do nas. Czasem zupełnie inni, a i tak w nas wierzą i dobrze życzą. Dodają nam sił i dodatkowych skrzydeł. Tak samo jest z każdym realizowanym projektem, pomysłem, planem. Może się nie podobać 10 osobom, ale będzie jedna, która się zachwyci i będzie czerpała z niego korzyść. Dla tej jednej…WARTO DZIAŁAĆ.
.
Najważniejsze jest to, że…
.
Dopóki nie spróbujesz, nie dowiesz się czy to właściwa droga do samorealizacji. Bo w tym wszystkim to jest najważniejsze. Aby robić to, co daje pozytywnego kopa, radość i energię do działania w pozostałych obszarach życia. Tym właśnie dla mnie stało się blogowanie. Samorealizacją i kołem ratunkowym. W chwilach gdy myślałam, że oszaleje jako potrójna mama, za każdym razem ratował mnie blog. Blog i Wy. Bo pisać mogę tylko dla siebie. Jasne, ale zdecydowanie najbardziej przyjemny jest moment, kiedy ktoś powie „good job”. A dzięki Wam takie słowa usłyszałam nie raz. Dziękuję, że byłyście ze mną przez ostatni rok. To był dla mnie rok nauki i rozwoju. Dziękuję za wiarę we mnie, za wszelkie wskazówki, uwagi czy słowa krytyki. Wszystko co skierowane w moją stronę, analizuję i wyciągam wnioski. I na to też liczę w przyszłości.
.
Jeżeli zostaniecie ze mną w 2017 roku…
.
Dowiecie się o mnie i mojej rodzinie jeszcze więcej. Będziecie mogły zobaczyć jak delikatnie zmieniam charakter bloga. Jak ruszam z misją, którą jakiś czas temu poczułam. Będziecie obserwować jak będę chciała pomóc innym, którzy czują, że czasem stres „zjada” ich zbyt mocno…
.
DZIĘKUJĘ ❤️
.
.
Masz własne spostrzeżenia? A może chcesz zadać pytanie?
Weź udział w dyskusji, chętnie odpowiem… przecież warto rozmawiać :)
Poniżej, pod „sprawdź inne artykuły”, jest miejsce na Twój komentarz!
.